Rozpoczyna się kolejny rok szkolny. Ten moment i niedawna rozmowa ze znajomymi, którym z wyboru psy zastępują dzieci skusiło mnie do pewnej refleksji. W życiu ludzie funkcjonują wedle dwóch różnych, często nie do pogodzenia kalendarzy. Pierwszy to kalendarz astronomiczny, drugi to szkolny. Pomijając pracowników edukacji to ten drugi obowiązuje rodziców dzieci (często też dziadków) i to on kreuje życie całej rodziny: wyjście do szkoły, powrót ze szkoły, zajęcia pozaszkolne, dni wolne od świąt, przez ferie po wakacje. Podobnie jak w astronomicznym pojawia się wiele zaburzeń czasu, które negatywnie wpływają na regularność funkcjonowania kalendarza szkolnego i mogą wynikać z różnych czynników: ministra oświaty kretyna (chociaż to chyba nie pasuje, jako przykład, bo jak sięgnę pamięcią to MENem zawsze kierował ktoś niekompetentny, kto za wszelką cenę chciał udowodnić całemu państwu swoją wartość), strajków nauczycielskich, a od 2 lat z pseudopandemii, która medycznie miała minimalne znaczenie dla młodych, za to psychicznie zdemolowała ich.
Ten rok zaczynamy normalnie, czyli od groźby strajku nauczycieli, który już poprzednio miał mizerne poparcie społeczne, a tym razem może wywołać tylko agresję zmęczonego społeczeństwa. W tle mamy kolejne obawy jakiejś tam 15 fali pandemii po 5 dawce skutecznej szczepionki i zamykania szkół mimo, że WHO publicznie nawoływało żeby tego nie robić. Jesień i zima będzie wyjątkowa, bo potoczy się w cieniu wojny w Ukrainie i groźby wybuchu konfliktu na Tajwanie. Kolejne zagrożenia dla światowej gospodarki sprawiają, że bogaci stają się bogatsi i 0,7% ludzkości ma w sumie większy majątek od pozostałych, ta największa w historii ludzkości dysproporcja tylko się pogłębia i logicznie kalkulując powinna już dawno doprowadzić do czegoś na wzór Rewolucji Francuskiej w skali odpowiedniej do liczby mieszkańców Ziemi. Tymczasem podziały i walka o okruchy spadające ze stołu nie pozwalają ludziom myśleć o podniesieniu głowy.
Od lat polski system edukacji cierpi kolejne reformy, najpierw w połowie lat 90tych wykastrowano go uznając, że w demokracji społeczeństwo nie może mieć takiego poziomu wykształcenia, jak w PRLu, gdzie absolwent zawodówki miał większą wiedzę o świecie niż maturzysta w Francji. Finalnie, jak udowodniono na podstawie starego podręcznika do matematyki z początku lat 80tych XX wieku, dopiero dziś po kolejnych zmianach programu młodzież przygotowująca się do rozszerzonej matematyki na maturze ma takie tematy pod koniec liceum, jak kiedyś dzieci w 7 klasie szkoły podstawowej, bo wcześniejsze roczniki przez 25 lat miały dopiero te zagadnienia na studiach o ile ktoś wybrał kierunek związany z matematyką. Zaczynając od lat końcówki mojej edukacji przez lata edukacji moich córek ciągle słyszałem o przeładowaniu materiałem dzieci, po czym pamiętam wielokrotnie powtarzające się rozmowy w towarzystwie znajomych wykładowców, którzy na pierwszym roku musieli wprowadzać dodatkowe zajęcia "wyrównawcze" żeby móc wykładać zagadnienia z obszaru kierunku studiów. Mnie też to nie ominęło, ale dzięki temu miałem przyjemność na 1 roku nauczyć się perfekcyjnie historii najnowszej po kongresie wiedeńskim, dzięki temu wiem sporo o mało znanych, ale kluczowych faktach z przeszłości dotyczących naszego kraju, jak i o reformach Meiji. Dziś dalej wielu nauczycieli, a za nimi rodzice, uważają, że jak dziecko chce wiedzieć, jakie miasto jest stolicą Indii, albo jak nazywa się najwyższa góra Australii to może sobie sprawdzić w Google. Tylko ułamek ludzi wie, że powtórzenie dziś burzy magnetycznej o mocy tej z 1859 roku mogłoby nas na miesiące lub lata cofnąć do średniowiecza, bo zdecydowana większość ludzkiej wiedzy nie jest w głowach, a w światowej sieci internetowej opartej o niezabezpieczone na taki wypadek serwerownie.
Nawet jeśli sami nie rozumiemy potrzeby pochłaniania wiedzy ogólnej, zawężając się wyłącznie do swojej wąskiej specjalizacji, namawiajmy nasze dzieci do pochłaniania informacji również tych pozornie nieistotnych. To staje się ważne nie tylko ze względu na zagrożenia kosmiczne, ale i obecne problemy cywilizacyjne, takie jak możliwe blackouty. Warto żeby każdy grafik komputerowy, albo tancerka znała różnicę między alkoholem metylowym a etylowym, natomiast każdy sportowiec rozumiał podstawę konfliktu na linii ChRL - Tajwan, bo wbrew ignorancji większości wybuch tam wojny zdemoluje światową gospodarkę i wpłynie na każdego mieszkańca Ziemi dużo mocniej niż wojna w Ukrainie.
Życzę sobie i Wam Drodzy Czytelnicy coraz mądrzejszych pokoleń Polaków, umiejących asertywnie reagować na otaczającą rzeczywistość, bo kontestowanie zastanego świata jest fundamentem rozwoju.
Dzieci i młodzież najbardziej wyczulam na dorosłych, którzy na dociekania i wątpliwości odpowiadają dosłownie lub sposób zbliżony do:
"dotąd tak było i było dobrze, to nie ma powodu żeby to zmieniać".
Zmieniajcie ten świat na własne wyobrażenie bez szacunku do zastanych praw, ale z pełną wiedzą wynikającą z doświadczeń empirycznych poprzednich pokoleń.
Comments